23 maj 2009
Dla Kay... (Szkoda, że Cię już nie ma...)
Zabłoconymi buciorami wpadłeś w moje życie, rozkopując to wszystko, co miałam idealnie poukładane.
Nie otworzyłam Ci, kiedy pukałeś. Nacisnąłeś klamkę, a drzwi ustąpiły.
Nie dostałeś żadnego zaproszenia. Sam się wprosiłeś i jesteś, jakby nigdy nic.
Miałeś zabłocone buty, a ja, dopiero co, wyczyściłam białą posadzkę z plam bólu, upokorzeń i niezliczonych kałuż łez.
Rozwaliłeś poukładane na półkach książki, stłukłeś wszystkie porcelanowe przedmioty, przekopałeś całą szafę, wyrzucając wszystko na środek białego dywanu z dawnymi, wyblakłymi plamami i tym błotem pozostawionym przez Twoje buty.
Na nic zdały się prośby, błagania, żebyś zostawił mnie; wyszedł.
Nie przejąłeś się moimi krzykami, mym ciągłym łkaniem i żałosnym pociąganiem nosem.
Usiadłeś na białym fotelu, uprzednio rozsunąwszy niebieskie zasłony, które według Ciebie zasłaniały wspaniały świat, piękne, błękitne niebo, cudowne, białe chmury i jasno świecące słońce. Zasłony były zasunięte, bo dla mnie to całe piękno było piekłem – niebo było czarne, słońce schowane za burzowymi chmurami, nie mające siły, by się przez nie przebić. Dla mnie za oknem była burza – dla Ciebie świeciło słońce. Dla mnie niebo nie miało koloru – Ty znalazłeś w nim nawet zieleń traw. Ja nie widziałam nic – Ty widziałeś więcej niż wszystko.
Szarpałam zasłony, ale one nadal były rozsunięte.
Próbowałam poukładać wszystko tak, jak było, ale wszystko wracało na to miejsce, w które je rzuciłeś.
Chciałam posklejać kawałki porcelany, ale wypadały mi z rąk.
Myślałam, że gorzej być nie może. Jednak znów życie postanowiło wyciąć mi złośliwy numer.
A miało być tak pięknie!
Oczywiście, drzwi zamknąłeś na klucz, który włożyłeś głęboko do kieszeni.
Zrobiłeś sobie herbatę, bałaganiąc w mojej nieskazitelnie czystej kuchni. Lecz nie przejąłeś się tym zbytnio.
Po prostu jesteś.
A ja się poddałam. Bądź sobie do cholery, tylko zostaw wszystko tak, jak teraz jest. Nie mąć więcej.
Trochę pomieszana jednostajna, ale ładna proza poetycka z kolokwializmami, które w tej sytuacji rażą ("rozwaliłeś poukładane na półkach książki" osobiście zmieniłabym na "rozrzuciłeś poukładane etc." lub cokolwiek innego, byleby nie odstawało tak od dalszej części akapitu). Ale poza tym bardzo przyjemne.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim, dziękuję za komentarz. Jeśli chodzi o wprowadzanie zmian - nie lubię tego robić. Według mnie, "stare" teksty mają swój urok, polegający na tym, że kiedyś nic byśmy w nich nie zmieniali, bo nam się podobały. Może to trochę głupie podejście, ale ja porównując dawne i nowe teksty widzę nieznaczną poprawę, a to dla mnie najważniejsze :)
UsuńMimo wszystko wiem, że przydałoby się wprowadzić parę poprawek, ale zwyczajnie mi się nie chce ;)
Ścielę się,
Psia Gwiazda.
PS Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona, ale mój sunia nazywa się właśnie Ata i byłam w szoku, jak zobaczyłam maila z Twoim nickiem ;)
Rozumiem, też rzadko wprowadzam zmiany. Bo kiedy już zacznę, tekstu nie da się poznać. Bezlitośnie go podmieniam, niemal słowo po słowie.
UsuńChciałabym się odwdzięczyć miłym słowem, niestety, moja suka wabi się Alma, nie Psia Gwiazda ;)
Nie znasz dokładnie tej sprawy, znasz tylko zmyślono wersję swojej przyjaciółeczki, ludzi się poznaje a nie osądza po opiniach innych!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Po pierwsze, "zmyśloną", nie "zmyślono", a po drugie ja potrafię czytać i nie musi mi nikt nic opowiadać.
Usuń