Szablon zawdzięczam halskiej. i z całego serca jej dziękuję!

Jest i powrót, marny, bo marny, ale zawsze jakiś.

19 listopada 2012

Kilka prawd...


21 maj 2009

Wszelkie niezrozumiałe nawet może trochę zwroty są absolutnie zamierzone.

„You only see what your eyes want to see 
How can life be what you want it to be 
You're frozen when your heart's not open”

Madonna – Frozen.



Szukam natchnienia i odnajduję je ponad sobą. W niebie, w chmurach, ptakach, samolotach, helikopterach, wieżowcach. W deszczu, śniegu. I w słońcu. Spoglądając przez lekko przybrudzoną szybę mogę ogarnąć wzrokiem wszystko. To, co stworzył człowiek, poprzeplatane z rzeczami stworzonymi przez naturę. Pozornie jest pięknie. Promienie słoneczne ogrzewają cały świat, opatulają drzewa, pędzące samochody, bloki, ludzi. Świeci słońce, dając nadzieję na lepsze jutro. Lepsze jutro, które nigdy nie nadejdzie...



***

Otwieram okno, a w moje nozdrza uderza ten charakterystyczny zapach – zapach spalin, papierosów, pijaństwa, kurzu i brudu. Zapach, który napawa mnie obrzydzeniem. Jednakże mój wyczulony węch czuje coś jeszcze – i jest to smród. On, niewidzialnym obłokiem zaciska się wokół mnie, zapiera mi dech w piersiach, a ja na próżno z nim walczę, łapczywie łapiąc powietrze. To smród biedy, goryczy, bólu i łez. Smród nieszczęścia towarzyszący niemalże każdemu człowiekowi.
Spoglądam przez szybę. Oczami wyobraźni widzę płaczące w kącie dziecko, pijanego mężczyznę, znęcającego się nad mizernie wyglądającą kobietą. Z jej ust sączy się strużka czerwonej cieczy, miesza się z łzami. Czuję metaliczny smak krwi zmieszany ze słonym smakiem łez w buzi; próbuję się go pozbyć, plując przez okno na jezdnię – szarą, popękaną, zniszczoną. Ale on pozostaje, napływając do moich żył. I teraz wiem, że on będzie mi towarzyszył do końca życia, a może nawet i dłużej – aż do końcaświata.
Odtykam swój słuch, który, na co dzień, nie słyszy tego, co powinien.Otwieram uszy. Wypełnia mnie wrzask –  tak przeraźliwy, tak głośny, a niby tak cichy. Z mocno zamkniętych ust wyrywa się okropny, piskliwy krzyk – jest to prośba o litość. Dźwięk, który słyszą wszyscy, a nikt go nie słyszy; bo żeby coś usłyszeć trzeba chcieć. Wywołujący dreszcz przerażenia, wzbudzający wściekłość. Krzyk cichnie, słabnie. Jego miejsce zastępuję śmiech – okropny, złośliwy, wręcz diaboliczny. Napawający obrzydzeniem i, jednocześnie, przerażeniem. Tak się śmieją tylko szaleńcy. A w tle słychać ciche łkanie dziecka. Dziecka bitego, nad którym ojciec znęcą się odkąd tylko przyszło na świat. Łkanie niby takie słabe, a jednak mocne. To płacz skrzywdzonego człowieka, którego karzą tylko za to, że się narodził. Ten płacz trwa i trwa, nieprzerwanie i nieskończenie. W środku, w duszy, w sercu.
Dźwięk ostatecznego ciosu jest okropny. Najsilniejszy, a zarazem najsłabszy. Idealnie wymierzony policzek. Potem są tylko pełne pogardy wyzwiska, splunięcia na skuloną na podłodze kobietę. Stojący nad nią mężczyzna to potwór, szatan. Bez serca, bez sumienia, bez skrupułów. Pijak, pijący by żyć, żyjący by pić. Pocieszające jest tylko to, iż jest to wrak. Wrak człowieka – i jego mizerny cień.
Trzask zamykanych drzwi. Szybko bijące serce kobiety – mocno, wytrwale. I bijące serce dziecka, które chwilę później otaczają opiekuńcze skrzydła matki. Osoby, która kocha i broni. Troszczy się i dba. To ta, która oddałaby swoje życie, by tylko ocalić swoją latorośl. Dwa serca bijące w tym samym rytmie – w rytmie dzielonej nienawiści do niszczącego ich życie człowieka i miłości do siebie nawzajem.
Zbyt dużo usłyszałam. Zbyt dużo chciałam usłyszeć.
Moje nozdrza czują zapach chwilowej ulgi, ulotnego szczęścia, które będzie trwało aż do kolejnej kłótni, do kolejnego ciosu. I zapach strachu przed tym, co przyniesie jutro. I zapach nienawiści. Intensywny.
Zbyt dużo poczułam. Zbyt dużo chciałam poczuć.
Dostrzegam uśmiech na dwóch zaczerwienionych twarzach. Uśmiech szczęśliwy, szczery. Widzę dwa złączone w silnym uścisku ciała. Ciało kobiety i dziecka. Matki i syna. Patrzę na rozradowane chwilowo twarze i czuję, jak i mnie przepełnia radość – ta ulotna, jednakże bardzo mocna. Spoglądam w oczy, które wyrażają miłość, troskę. I współczucie – rzecz absolutnie mi obcą, odległą, a którą tak bardzo chciałabym posiąść. Wiem, że oni nie potrzebują słów. I ja też nie.
Zbyt dużo widziałam. Zbyt dużo chciałam zobaczyć.
Zamykam okno – moje okno na świat. Zamykam je pozornie, bo ono na zawsze pozostanie otwarte.
Widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć. Czujemy tylko to, co chcemy poczuć. Słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć. Można dokonać wszystkiego. Wystarczy chcieć. Otwórzmy nasze oczy.  Otwórzmy nasze uszy. Otwórzmy bramę do naszego serca. Otwórzmy okno. Okno na świat.



***

Pozornie jest pięknie. Promienie słoneczne ogrzewają cały świat, opatulają drzewa, pędzące samochody, bloki, ludzi. Świeci słońce, dając nadzieję na lepsze jutro. Lepsze jutro, które nigdy nie nadejdzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz